poniedziałek, 23 grudnia 2013

Skąd się biorą owoce bez nasion?



W okresie świątecznym ulubionymi owocami wielu ludzi stają się mandarynki. Z resztą, w zimie nie ma wielkiego wyboru, a cytrusy kojarzą się ze świętami, są smaczne… no i w większości nie mają pestek. Przynajmniej dziś większość mandarynek ich nie ma, ale może się zdarzyć, że trafimy na takie, które wydaja się złożone głównie z naion. Przyjemność z takiego jedzenia jest mniejsza. Więc skąd się biorą owoce bez pestek? Jaką chemią potraktowano owoce i czy można je bezpiecznie jeść?


Przypomnijmy, że zadaniem owocu jest bycie zjedzonym, razem z nasionami, żeby później te nasiona zostały wydalone gdzieś z dala od macierzystej rośliny. Dlatego też wiele owoców jest kolorowych (żeby było je widać) i smacznych (żeby warto je zjeść). Rośliny nie „przewidziały”, że ludzie będą je hodować i pestki będą im przeszkadzać. Na szczęście naukowcy znaleźli sposób na poradzenie sobie z niechcianymi pestkami.
Owoc rozwija się razem z nasionami dopiero po zapłodnieniu. Pyłek zawiera hormony roślinne (auksyny i gibereliny), które hamują opadanie kwiatu i uruchamiają proces powstawania owocu. Tym samym, u wielu roślin zauważono, że im więcej nasion trafi na znamię słupka, tym owoc większy.
Wykorzystując ten mechanizm można przy pomocy auksyn uzyskać bezpestkowe pomidory, truskawki czy paprykę, a przy pomocy giberelin: pomarańcze, jabłka, owoce róży, śliwki lub czereśnie. Owoce można też „podrasować” dodając tych hormonów w trakcie wzrostu owocu. Spokojnie, hormony te są naturalne i niegroźne, więc jedzcie z apetytem. Do wyhodowania bezpestkowych mandarynek nie użyto żadnej, groźnej chemii!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz